Niewysoka, nieszczupla, niemłoda... cholernie daleko od ideału prawda?
No cóż, kiedyś to wszystko składało się na bagaż moich kompleksów, wstydów i barier. Bo uda za grube, bo za bardzo opina, bo cyc mnie wyprzedza w drzwiach o sekundę...
I na co mi to było? Czy urosnę, odmlodnieje, czy warto w pogoni za utratą kilku kilogramów steacić radość życia? Czy to powód by nie lubić siebie???
Niedawno wróciłam z mojej "samotnej" części wakacji.Bylam sama dla siebie, nie zabralam ze sobą ani problemów ani, ani kompleksów... nie żałuję. Przez chwilę myślałam, że będę żałować, że nie zabrałam sobie dildo ale też nieeee ;)
Idać plażą do wody czułam na swojej niewąskiej dupce pożądliwe spojrzenia, w barze barman z połową moich lat lizał mi biust oczyma... Chodząc po coś do picia do baru na plaży przestałam zaplbierać chustę, jednoczęściowy strój przegrał z bikini a na wieczorne wyjścia ubierałam tylko lekką sukienkè na nagle ciało bo lubię gdy mężczyzna chocby przypadkiem obejmujać mnie w talii czy w tańcu zorientuje sie w braku bielizny. Było mi dobrze i czułam się dobrze...szczęśliwa?
Chyba tak... bo to przyjemne gdy niemal wszędzie wśród, niestety, ogromu ludzi gdzieś spotkają się spojrzenia, czasami ukradkiem a czasami bezwstydnie. Spojrzenia, w których można wyczytać pożądanie, seksualne napiecie.... żadzę!!!
Przez cały mój pobyt tylko dwie noce spędziłam sama, w pozostałe byłam pieszczoną, podziwiana, lizana i rżniętą.... Zasypiałam mokra od potu i oblana spermą, byłam budzona minetką lub budziłam ssąc kutasa... Spełniłam czyjaś fantazje o analu i własną o orgaźmie w miejscu pełnym ludzi... jako ja nieidealna, nie doskonała ją.
Czuję, że jesienią też gdzieś wyjadę...